Recenzja filmu

Assassin's Creed (2016)
Justin Kurzel
Michael Fassbender
Marion Cotillard

Assassin's Creed, czyli prostackim scenariuszom adaptacji gier mówimy NIE!

Idąc ostatnio do kina na "Assassin's Creed", nie spodziewałem się czegoś wybitnego. Oceny na Metacritic (36/100), IMDb (6,4/10) oraz na Filmwebie (6,2/10) nie pozostawiały mi złudzeń. Poszedłem
UWAGA, RECENZJA ZAWIERA ŚLADOWE ILOŚCI SPOILERÓW

Idąc ostatnio do kina na "Assassin's Creed",nie spodziewałem się czegoś wybitnego. Oceny na Metacritic (36/100), IMDb (6,4/10) oraz na Filmwebie (6,2/10) nie pozostawiały mi złudzeń. Poszedłem więc z nadzieją, że dostanę coś znośnego, kiepski film, który jednak pozostanie w mojej pamięci jako nic szczególnego. Po powrocie doszedłem jednak do wniosku, że moje rozumowanie również było błędne. "Assassin's Creed"nie jest tylko fatalnie napisany(czego się spodziewałem, praktycznie wszystkie adaptacje gier tak mają),ale i źle zrobiony.

Najnowsze dziełoJustina Kurzelama przede wszystkim jedną rzecz zrobioną świetnie - oprawę audio-wizualną.Efekty komputerowe stoją tutaj na najwyższym poziomiei jakością pod względem estetyki i wartości artystycznej nie odstępuje od "Makbeta".Sam reżyser poradził sobie nawet przyzwoicie.Część sekwencji, na przykład ucieczka Aguilara po andaluzyjskich dachach, jest zrealizowana bardzo dobrze. Ci co grali w "asasyny", na których się ten film opiera, mogą poczuć się niemalże jakby grali w oryginalne tytuły. Co więcej na pochwałę zasługują również sekwencje walki. Są zrealizowanie w taki sposób, że widz ma wrażenie ciągłości i płynności sceny (jak sekwencja walki Batmana ze zbirami w "Batman v Superman: Świt sprawiedliwości").

Jednak dalej nie jest tak różowo. Scenarzyści sprawiają wrażenie, jakby napisanie naprawdę prostego scenariusza sprawiało im niesamowicie dużo problemu. Główny zarys historii jest nieskomplikowany. Film zaczyna się słynnym, szczególnie z gier, rytuałem odcinania palca, kiedy to poznajemy jednego z głównych bohaterów filmu - Aguilara de Nerha, asasyna. Wtedy to też dochodzę do wniosku, że niewiele zrozumiem z dialogów podczas czasów inkwizycji, gdyż są prowadzone w języku hiszpańskim. Czasem takie problemy występują, gdy jedyny język obcy, jaki się zna, to angielski. Problem tym większy, gdy mieszka się w kraju, którego podstawowego języka się absolutnie nie zna. Zaraz po seansie, wystraszony myślą, że nie zrozumiałem dość sporej części filmu, sprawdziłem streszczenie fabuły i się uspokoiłem.Z kontekstu można zrozumieć tyle samo, jak podczas czytania napisów nawet w ojczystym języku.W pewnym momencie akcja wrzuca nas do roku 1984, gdzie główny bohater - Callum Lynch, jest jeszcze małym chłopcem. Wtedy też przyszły obiekt testu prowadzonym przezAbstergo Industriesjest świadkiem sytuacji, która zdeterminuje jego późniejsze decyzje. Następnie akcja przeskakuje do roku 2016, by nam oświadczyć, że Cal jest więźniem skazanym na egzekucję za zabójstwo. Po sytuacji, która miała się skończyć teoretyczną śmiercią głównego bohatera, Cal budzi się w towarzystwie Sophii, która daje mu do zrozumienia, że nie umarł (ta sama sytuacja spotkała Altaira ibn La-Ahada w pierwszej części gier z serii "Assassin's Creed", tutaj Sophia jest niczym Al-Mualim). Co więcej, został wcielony w grupę ludzi, którzy będą pomagali grupieAbstergoznaleźć legendarne Jabłko Edenu. Mianowicie Cal jest potomkiem asasyna, który jest ostatnią częścią układankiAbstergo.Film od tej pory będzie przeskakiwał z 1942 roku do 2016. Co ciekawe robi to dość płynnie, co jest oczywiście na plus.

Główny zarys fabuły nie zwiastuje jednak czegoś złego, wręcz przeciwnie. Jednak gdy widz zauważa jak są prowadzone konwersacje, to zdaje sobie sprawę, żedialogi w tym filmie są fatalne.Typowa sytuacja rozmowy w tym filmie wygląda tak, że zanim aktor coś powie to mija dłuższa chwila. Gdy jednak raczy się odezwać jest to albo równoważnik zdania, albo jedno zdanie. Na tak prostych dialogach budowana jest fabuła filmu.Nawet pomimo takiej prostoty scenarzyści nie wyeliminowali wątków w scenach, które wprowadzają widza w głęboką konsternację i pytania o ich sens.Scenariusz nie jest nawet prosty, jest wręcz prostacki.Sami aktorzy doszli chyba do tego samego wniosku i nawet się zbytnio nie wysilają.

Michael FassbenderMichael Fassbenderjest wyjątkowo utalentowanym aktorem. Zagrał w wielu produkcjach, które razem z Michaelem były świetne ("Bękarty wojny"), oraz takie, w których to gwiazda tego widowiska był najjaśniejszą gwiazdą, która skupiała wzrok widzów ("X-Men: Pierwsza klasa").Tutaj aktor pomimo swego ogromnego talentu trochę zawodzi. Jego postać ma dosyć mało przekonujące motywy swych działań, miejscami przegina z overactingiem (jak podczas sceny podłączania do Animusa, gdzie odchodzi od zmysłów) i przeważnie wściekle burczy coś pod nosem (choć ja tego gniewu nie czułem). Gwoździem do trumny było jego wcielenie w przodka - Aguilara de Nerha.Postać ta jest chyba najnudniejszą ze wszystkich. Wypowiada może osiem zdań, resztę czasu przeznacza na "dramatyczne" spojrzenia dookoła.

Drugą ważną postacią jest Sophia Rikkin grana przezMarion Cotillard. Jest naukowcem pracującym jako przywódca całego zespołu badawczegoAbstergo Industries. Jest pierwszą postacią, którą Cal spotyka po sfingowanej śmierci. Jej głównym celem badań jest znalezienie legendarnego Jabłka Edenu, by wyplenić z ludzi nienawiść, gniew i przemoc. Niestety przez fakt, że postać Sophii i jej kwestie są napisane wyjątkowo nieskomplikowanie Marion nie ma sposobu, by ukazać swój talent.Przez większość czasu ma kamienną twarz, wypowiada kwestie jednym tonem(a raczej pojedyncze zdania, gdyż taki urok ma scenariusz). Aktorka próbowała zaimplementować chociaż odrobinę życia i wyjątkowości Sophii, by się jednak trochę odróżniała od typowych złych naukowców. Końcówka filmu to jednak odrobinę za późno.Sprawia to, że ta postać staje się jeszcze mniej interesująca od Calluma.

Jednak to postać grana przezAriane Labedrozczarowała mnienajbardziej. Nie jest to jednak rozczarowanie spowodowane tym, że to kiepsko napisana postać (chociaż jest) lub jest kiepsko zagrana. Problem polega na tym, żew ogóle nie wykorzystano ogromnego potencjału Marii. Po zwiastunach i po paru minutach obcowania z tą "asasynką" miałem wrażenie, że tochyba najciekawsza postać ze wszystkich, która została totalnie olana przez scenarzystów. Przez to staje się ozdobą dla Aguilara, która ma ładnie wyglądać. Tak chyba było w założeniach, boto właśnie ona ciągnie film podczas sekwencji toczących się za czasów hiszpańskiej inkwizycji. (UWAGA, SPOILER!)Jednak niechęć scenarzystów do tej postaci sprawił, że Maria zniknęła z ekranu tak szybko jak się pojawiła(KONIEC SPOILERA).

Postać grana przezJeremy'ego Ironsapozostaje jednak najjaśniejszą gwiazdą pośród wygasłych gwiazdeczek.Gra on ojca Sophii, Alana Rikkina, który jest dyrektorem generalnym całegoAbstergo. Jego motywacje znalezienia Jabłka Edenu są jednak nieco inne niż u córki.Pomimo tego, że postać Alana jest strasznie przerysowana to jednak aktor ze swym stylem gry wpasował się nieźle w całą produkcję.Generalnie jest jedyną postacią, która mnie ani trochę nie zawiodła.

Reszta postaci nie wybija się ponad poziom prezentowanym przez główną obsadę. Jeżeli już się pojawiają to sąpłytkie, nieinteresujące i generalnie wepchnięte na siłę.

Na małą pochwałę zasługuje praca kamery. Wprawdzie ujęcia podczas potyczek wprowadzają trzęsącą się kamerę (czego osobiście nienawidzę), aleniektóre ujęcia zapierają dech w piersiach.Troszeczkę pozostaję jednak niezdecydowany w kwestii muzyki. Nutka przygrywająca podczas ucieczki asasynów doskonale podkreśla napięcie. Z drugiej jednak strony rockowa przygrywka podczas sceny otwierającej absolutnie nie pasuje do stylu w jakim film będzie potem prowadzony.

Podsumowując, "Assassin's Creed"jest filmem, który przez brak doświadczenia scenarzystów i ich prostackiego wybryku natury, tj. scenariusz, został brutalnie zepsuty.Skrypt filmu, który był pisany na kolanie, ma fatalne dialogi, co pokazuje gra aktorska głównych bohaterów. Fassbender,CotillardiIronssą bardzo dobrymi aktorami, tylko nie mogli sobie poradzić z idiotycznością i chaotycznością dialogów, stąd średnia gra aktorów. Scenariusz - ten jeden aspekt filmu potrafi położyć nawet bardzo dobre produkcje. Oczywiście są przykłady, gdzie pomimo średnio napisanej historii owocowało to dobrym widowiskiem ("Warcraft: Początek"), jednak "Assassin's Creed"do nich nie należy. W niektórych recenzjach mówiono, że zwykłym widzom się raczej film nie spodoba, ale graczom już tak.Nie wierzcie w to.Sam jestem ogromnym fanem tej "niekończącej się opowieści", grałem we wszystkie części "Assassin's Creed", połowę ukończyłem. Pomimo tego film mi się bardzo nie spodobał. To, że graliście w gry nie spowoduje, że film od razu stanie się lepszy. Owszem,ma parę smaczków, które tylko gracze zrozumieją, jednak ma jeszcze więcej głupot i błędów logicznych, które by w grach nie przeszły.Oczekiwałem czegoś znośnego, dostałem zakalec.
1 10
Moja ocena:
3
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Ocena głośnej adaptacji uwielbianej przez zdecydowaną większość globu gry wideo, jaką jest "Assassin’s... czytaj więcej
Wszystko zaczęło się od gry wideo "Assassin’s Creed" wydanej w 2007 roku przez firmę Ubisoft. Ta... czytaj więcej
Nie ukrywam, że jestem fanem serii "Assassin's Creed". Z biegiem lat słabnącym, niemniej historia... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones